Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/242

Ta strona została przepisana.

rzywam, jakkolwiek nic się o tem nie mówiło, z racyi pogodzenia się ze sobą Dicka i Klary. Wino było wyborne, halę zdobiły wonne kwiaty letnie; po wieczerzy zaś mieliśmy nietylko muzykę, (Anna, w mojem przekonaniu, przewyższyła wszystkich słodyczą, i czystością głosu, jakoteż czuciem i zrozumieniem) ale nawet zaczęło się opowiadanie historyi, podczas którego siedzieliśmy bez innego światła jak promienie księżyca, przeciskające się przez piękne okna, jak gdybyśmy się przenieśli w dawno minione czasy, kiedy książka stanowiła rzadkość, a sztuka czytania nie często się spotykała. Mogę na tem miejscu powiedzieć, że chociaż, jak zauważyłem, przyjaciele moi mieli coś do powiedzenia o książkach, to jednak nie oddawali się chyba tak nadzwyczajnie czytaniu książek, ile wolno było wnioskować z wytworności ich manier, i z wielkiej ilości wolnego czasu. Faktycznie, kiedy Dick zwłaszcza wspomniał o książce czynił to z miną człowieka, który dokonał nie małej rzeczy; jak gdyby chciał powiedzieć: „Patrzcie, ja to naprawdę czytałem!“
Jak dla mnie, to wieczór upłynął za prędko; od tego dnia po raz pierwszy w życiu doznałem całej przyjemności, z tej obawy zbliżania się do ruiny, jakie mnie zawsze do tej pory ogarniały, gdym się znajdował wśród pięknych dzieł sztuki w przeszłości, zmieszanych z rozkoszną naturą teraźniejszości; i jedno i drugie było rezultatem dłu-