Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/250

Ta strona została przepisana.

rym po lewej ręce bardzo ładna wioska ze starymi domami opuszczają się ku brzegowi wody, przez którą chodził prom; po za tymi domami opasane wiązami łąki kończyły się frędzlą wysmukłych topoli, podczas gdy po prawej stronie biegła dróżka i puste miejsce przed szeregiem drzew, olbrzymich i starych, stanowiących ozdobę ogromnego parku; nieco dalej rozciągało się miasteczko o szczególnych, a ładnych domkach, bądźto nowych, bądźto starych, nad którymi wznosiły się długie mury ogromnego z czerwonej cegły budynku, częściowo w stylu najpóźniejszego gotyku, częściowo w stylu Wilhelma Holendra, ale tak pomieszanych ze sobą wskutek jaśniejącego słońca i pięknego otoczenia, obejmującego modrą rzekę, na którą ów budynek z góry spozierał, że nawet wśród pięknych budynków nowych szczęśliwych czasów zachował jakiś dziwny urok. Potężna fala woni, w której można było wyraźnie rozpoznać kwiat lipy, spłynęła ku nam z niewidzialnych ogrodów onego miasta, kiedy Klara powstała ze swego miejsca i rzekła:
— O mój Ryszardzie, czy nie moglibyśmy się zatrzymać w Hampton Court przez dzisiejszy dzień, aby oprowadzić gościa po parku, i pokazać mu te miłe stare mury? Mieszkając tak blizko, woziłeś mnie tak rzadko do Hampton Court.
Dick zatrzymaj na chwilę wiosła, i rzekł:
— No, no, Klaro, jesteś dzisiaj leniwa, nie miałem zamiaru zatrzymać się aż na noc w Shep-