Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/251

Ta strona została przepisana.

perton; ale wylądujmy dla zjedzenia obiadu w Court, a potem o piątej ruszymy dalej!
— Niech i tak będzie — odparła — ale chciałabym, żeby gość spędził kilka godzin w parku.
— W parku? — rzekł Dick — ba, wszakże cały brzeg Tamizy jest jednym parkiem o tej porze roku; a co do mnie, jabym rozłożył się raczej pod jakiem drzewem na skraju łanu pszenicy, gdzie pszczoły będą brzęczeć wokoło mej głowy i derkacz krzyczeć od bruzdy do bruzdy, aniżeli w jakimkolwiek parku całej Anglii. Zresztą...
— Zresztą — rzekła Klara — chcesz co rychlej dostać się do swej ukochanej górnej Tamizy, aby okazać swe męstwo na ogromnym obszarze bujnej trawy.
Patrzyła na niego z lubością, a mnie się zdawało, że już go widzi okiem swej duszy, jak przy pracy kosą pokazuje z najlepszej strony swe wspaniałe formy; spojrzała potem na swe piękne stopy z pół westchnieniem, jak gdyby porównując swą delikatną kobiecą piękność z jego męską pięknością; tak bowiem czynią kobiety, gdy są istotnie zakochane, a nie zepsute konwencyonalnym sentymentem.
Co się zaś tyczę Dicka, to spoglądał na nią czas jakiś z uwielbieniem, a potem powiedział:
— Zaiste, Klaro, chciałbym bardzo, żebyśmy tam już byli! Ale, hola! wszak cofamy się!
Zabrał się znowu energicznie do wioseł, a w dwie