Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/267

Ta strona została przepisana.

dwoje kochanków, idących przez świat, i oto przybyliśmy do uroczego ogrodu, a w jego środku stoi sama wieszczka; ciekawy jestem, co uczyni dla nas.
Na to rzekła Klara skromnie i bez wymuszenia:
— Czy to dobra wieszczka, Ryszardzie?
— O, tak — odparł — stosownie do wróżby, byłaby jeszcze lepsza, gdyby nie ten gnom czy duch leśny, to znaczy ten nasz gderający przyjaciel.
Roześmieliśmy się na te słowa; ja zaś rzekłem:
— Spodziewam się, iż widzę jako zostałem zupełnie pominięty w opowiadaniu.
— Tak — odparł — to prawda. Rozważ pan, żeś otrzymał czapkę niewidymkę i że widzisz wszystko, sam będąc niewidzialnym.
To dotknęło mej słabej strony, gdyż nie byłem pewny swego stanowiska w tym pięknym kraju, to też, aby sprawy nie pogarszać, milczałem, gdyśmy się wszyscy udali do ogrodu, a stamtąd do domu. Po drodze zauważyłem, że Klara musiała istotnie odczuwać kontrast pomiędzy sobą jako damą miejską a tym szmatkiem tak podziwianej przez nas wsi, ponieważ ubrała się tego ranka jak Ellen w cienką suknię, a na nogi wdziała jeno lekkie sandały.
Staruszek powitał nas uprzejmie w salonie i rzekł: