Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/337

Ta strona została przepisana.

dały ładnie i naturalnie także. Wszystko to, powtarzam, podobało mi się niezmiernie, co ją bardzo cieszyło — a równocześnie też wprawiało w zdumienie.
— Zdajesz się pan być zdumionym — rzekła, gdyśmy właśnie minęli młyn[1], wznoszący się nad całym strumieniem wodnym z wyjątkiem przejścia dla łodzi, a tak ładny w swoim rodzaju jak katedra gotycka — zdajesz się pan być zdumiony, że to tak miłe dla oka sprawia wrażenie.
— Zapewne — odparłem — do pewnego stopnia jestem zdumiony; chociaż nie widzę wcale, dlaczegoby tak być nie miało.

— Oh! — rzekła, patrząc na mnie z uśmiechem — znasz pan całe dzieje przeszłości. Czyż ludzie dawniej nie troszczyli się o ten mały strumień, dodający tyle uroku wsi? Wszakże zawsze byłoby łatwo dać sobie rady z tą rzeczką. Ah! zapomniałam przecie — dodała, gdy oczy nasze spotkały się, że w czasach, o których mówimy, przyjemność była zupełnie zaniedbana. Ale jakże obchodzono się z rzeką w czasach, w których pan żyłeś, chciała powiedzieć; ale poprawiając się skończyła — w czasach, o których pan tyle wie?

  1. Powinienem był powiedzieć, że wzdłuż Tamizy wznosiło się mnóstwo młynów, służących do rozmaitych celów; żaden z nich nie raził szpetnością, a wiele było uderzająco pięknych; otaczające je zaś ogrody były wprost cackami i cudami ogrodownictwa.