Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/341

Ta strona została przepisana.

śmieszne charaktery w niektórych starych powieściach, które czasami wpadały mi do ręki.
Ja już o mało sam nie zacząłem się o to podejrzywać, ale odpychałem od siebie tę myśl; nie wzdychałem przeto więcej, lecz zacząłem opowiadać mej rozkosznej towarzyszce wszelkie małe historyjki, znane mi o rzece, oraz jej brzegach; w ten sposób czas upływał przyjemnie; pomiędzy nami dwojgiem (ona była lepszym wioślarzem, niż ja i zdawała się być nieznużona), podzieliwszy robotę, trzymaliśmy się nie źle z Dickiem, pomimo gorącego popołudnia, wskutek czego droga szybko uciekała. W końcu przepłynęliśmy pod innym starożytnym mostem, i pomiędzy łąkami obrzeżonemi naprzód olbrzymimi wiązami, pomieszanymi z kasztanami, młodszymi wiekiem ale bardzo ładnymi; łąki te tak bardzo się rozszerzały, że zdawało się, jakoby drzewa musiały być na samych stokach, lub wokoło domów, z wyjątkiem wierzb na początku brzegów; tu więc szeroki pas trawy mało ulegał przerwom. Teraz Dick stał się bardzo podnieconym i podnosił się często w łodzi, aby zawołać do nas, że to było takie to, a takie pole i tak dalej; myśmy zaś zarazili się jego entuzyazmem dla sianokosu i wiosłowaliśmy z całych sił.
W końcu, gdyśmy mijali zakręt rzeki, gdzie po stronie ścieżki malowniczej wznosił się wysoki brzeg, poprzedzony grubą ławą szemrzącego sitowia, a po drugiej wyższy brzeg, porosły wierzbami, kąpiącemi