Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/350

Ta strona została przepisana.

Siedliśmy nakoniec w pokoju po za murem, który Ellen pieściła, zawieszonym do tej pory staremi tkaninami, pierwotnie bez wartości artystycznej, ale obecnie spłowiałymi na miłe szare tony, harmonizujące gruntownie za spokojem miejsca, a które byłoby źle zastąpione przez jaśniejszą i bardziej uderzającą dekoracyę.
Postawiłem Ellenie kilka bezładnych pytań, gdyśmy tam siedzieli, ale niemal nie słuchałem jej odpowiedzi, i niebawem zupełnie zamilkłem, a potem straciłem prawie świadomość czegokolwiek-bądź, z wyjątkiem tego, że znajdowałem się w starej izbie, i że gołębie gruchały na dachu stodoły, oraz na gołębniku po za oknem właśnie na przeciwko mnie.
Świadomość wróciła mi po kilku minutach, które jak w żywym śnie wydawały się atoli długim przeciągiem czasu i wtedy ujrzałem Ellen siedzącą i okazującą tem więcej życia i poczucia przyjemności i pragnienia, że odbijała od szarej wypłowiałej tkaniny z zatartym rysunkiem, dającym się obecnie znieść tylko dlatego, że się stał tak słabym i niewyraźnym.
Spoglądała na mnie łaskawie, ale tak jak gdyby mnie przezierała nawskróś. Wreszcie rzekła:
— Zacząłeś znowu rozmyślać nad tym nigdy nie kończącym się kontrastem pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Czyż nie tak?
— Istotnie — odparłem. — Myślałem o tem,