Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/68

Ta strona została przepisana.

mogłem i wzrokiem i powonieniem przekonać się, że to była istotnie wyborna latakia.
— Ależ nie odważyłaś towaru — zauważyłem — a więc nie wiem, ile mam sobie wziąć.
— Bah! — rzekła — radzę panu dobrze wypchać tytonierkę, bo możesz się pan znaleźć w okolicy, gdzie właśnie latakii nie będzie. Gdzież pańska tytonierka?
Zapuściłem rękę w kieszeń i wyciągnąłem po chwili kawałek drukowanego perkalu, pełniącego u mnie służbę tytonierki. Ale dziewczyna spojrzała na mnie z pewną pogardą i rzekła:
— Kochany sąsiedzie, mogę ci dać coś o wiele lepszego od tego perkalowego gałgana.
Po tych słowach wyszła i za chwilę wróciła, a przechodząc koło chłopca, szepnęła mu coś do ucha, wskutek czego on podniósł się ze stołka i wyszedł. Dziewczyna trzymała w ręce woreczek z czerwonego marokko, barwnie haftowany i rzekła:
— Oto wybrałam jednę sztukę dla pana; ładny to woreczek i zmieści w sobie sporo. Proszę.
Mówiąc to, zaczęła napychać go tytoniem, a kładąc go przedemną, dodała:
— Teraz pomyślimy o fajce: tę także pozwolisz mi pan samej wybrać; oto właśnie otrzymałam trzy bardzo ładne sztuki.
Zniknęła znowu na chwilę i wróciła z dużą fajką, wyrobioną bardzo pracowicie z jakiegoś drzewa, a osadzoną w złocie z drogimi kamieniami.