Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/69

Ta strona została przepisana.

Krótko mówiąc, było to najładniejsze cacko, jakie kiedykolwiek widziałem; coś w rodzaju japońskiego wyrobu, tylko jeszcze lepsze.
— Boże mój! — zawołałem ujrzawszy fajkę — to stanowczo za wspaniała fajka dla mnie, albo dla każdego innego zwyczajnego śmiertelnika. Zresztą mogę ją zgubić, ja zawsze gubię fajki.
Dziecko zdawało się być nieco zmieszane i spytało:
— Czy ci się nie podoba, sąsiedzie?
— Ależ bynajmniej — odparłem. — Przeciwnie, podoba mi się bardzo.
— Bierz ją zatem — odrzekła — i nie troszcz się o zgubienie. I cóż, gdybyś ją istotnie miał zgubić? Ktoś ją napewne znajdzie, i będzie jej używał, a pan każdej chwili otrzymasz drugą.
Wziąłem fajkę z rąk dziewczęcia, by się jej przyjrzeć, a podczas tego zapomniałem o swej ostrożności i spytałem:
— Ale bądź jak bądź muszę za to pewnie zapłacić?
Gdym wymawiał te słowa, Dick położył mi rękę na ramieniu, a kiedy zwróciłem się ku niemu, ujrzałem komiczny wyraz jego oczu, który mnie ostrzegł przed powtórnem popisaniem się z wygasłą kupiecką moralnością; to też zarumieniłem się i zamilkłem, podczas gdy dziewczyna patrzyła na mnie z najgłębszą powagą, jak gdybym był cudzoziemcem, robiącym pomyłki w mowie, bo wyraźnie wcale mnie pojąć nie była w stanie.