Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/70

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję ci bardzo — rzekłem w końcu z uczuciem, wsuwając fajkę w kieszeń nie bez odrobiny powątpiewania w to, czy nie znajdę się niebawem przed sędzią.
— O! bardzo mi było przyjemnie — rzekło dziewczę z afektacyą wzięcia się dorosłej osoby, co robiło dziwaczne wrażenie. — To tak miło posłużyć takiemu staremu jak pan dżentelmanowi, zwłaszcza skoro można poznać na pierwszy rzut oka, żeś pan przybył skądś z za morza.
— Tak, moja droga — odparłem — podróżowałem bardzo wiele.
Gdym popełniał to kłamstwo przez czystą grzeczność, chłopiec wszedł znowu z tacą w rękach, na której ujrzałem wysmukłą flaszkę i dwie piękne szklanki.
— Sąsiedzi — rzekła dziewczyna, gdyż brat jej był wyraźnie bojaźliwego usposobienia — proszę was o wychylenie po szklance przed odejściem, bo tacy goście nie zdarzają się nam codzień.
Chłopiec postawił tacę na stole i nalał słomianej barwy wina do długich kieliszków. Nie będąc od tego, wychyliłem wino duszkiem, bo mi upał dnia dokuczał i myślałem, że jeszcze jestem przecie na tym świecie, a wino reńskie nie straciło jeszcze swego smaku, bo jeżeli piłem kiedykolwiek dobrego Steinberga, tom go właśnie pił onego ranka; postanowiłem sobie w tej chwili zapytać Dicka przy sposobności, jakim sposobem mogą się