Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/71

Ta strona została przepisana.

jeszcze zdobyć na wyrób dobrego wina, skoro robotnicy nie są zniewoleni pić fuzlu zamiast wybornego wina, które sami fabrykują.
— Czyż nie wypijecie do nas szklaneczki, młodzi sąsiedzi? — spytałem.
— Ja nie piję wina — rzekła dziewczyna — wolę raczej lemoniadę; ale życzę wam zdrowia.
— Ja zaś wolę piwo imbirowe — odezwał się chłopiec.
Ba, ba, pomyślałem sobie, i gust dzieci nie wielkiej uległ zmianie. Nakoniec pożegnaliśmy je i opuściliśmy stragan.
Ku memu wielkiemu rozczarowaniu, wywołanemu jakby zmianą we śnie zaszłą, zamiast pięknej kobiety konia naszego trzymał wysmukły starzec. Wyjaśnił nam, że dziewica nie mogła czekać, i że on zajął jej miejsce, mrugnął na nas i rozśmiał się, widząc, jak się nam miny przedłużyły, tak, że i nam nie pozostawało nic innego, jak roześmiać się także.
— Dokąd się wybieracie? — spytał Dicka.
— Do Bloomsbury — odparł Dick.
— Jeżeli nie chcecie być sami, ja wam będę towarzyszyć — odezwał się starzec.
— Zgoda — rzekł Dick — powiedz mi tylko, kiedy zechcesz zsiąść, a już ja zatrzymam konia. Ruszajmy zatem.
Tak więc udaliśmy się znowu w drogę; pytałem, czy dzieci wogóle pełnią służbę na targach.