księżna zapewnie przyjedzie na wieniec, pobędzie tu jakie dwa tygodnie, l potem się uda do Florencyi.
Mam więc nadzieję, że nam ojciec zostanie na zimę w domu, bo podobno księżna nie zabierze ze sobą żadnych sług. Od kilku lat po raz pierwszy będziemy mogli dłuższy czas razem spędzić.
Pani Proszkowa już dawno nie była taka wymowna, ani taka spokojna i ucieszona jak w dzień dzisiejszy, kiedy odebrała radosną nowinę, że mąż jej przyjedzie.
— Chwała Panu Bogu — odezwała się Babunia — że księżniczka chorobę przemogła. Byłaby wielka szkoda tego młodego, dobrego stworzenia. Wszyscyśmy Pana Boga prosili, aby ją wspomógł; Celinka Kudrny wczoraj tu dopiero o nią płakała.
Pan Beyer zapytał, jak to ma rozumieć, więc Babunia mu opowiedziała o swych odwiedzinach w zamku, przyczem najwyraźniej księżniczce przypisała zasługę, dzięki której rodzina Kudrny miała teraz utrzymanie i dobrobyt.
— Słyszałem — rzekł pan Beyer — że księżniczka jest córką...
Wtem zapukał ktoś w okno.
— To jest kumotr leśniczy; poznaję go po pukaniu. Prosimy, prosimy! — zawołała głośno pani Proszkowa.
— Ludzie mają złośliwe języki — odpowiedziała Babunia na pytanie leśniczego — a kto w słońcu chodzi, ma za sobą cień! to już inaczej nie jest. Co nas to zresztą obchodzi, niech jest córką, czyją chce.
Tyle, co leśniczy próg przestąpił, witali się starzy przyjaciele serdecznie.
— Gdzieście bawili, że was tak długo nie było? — zapytała Babunia leśniczego, spoglądając troskliwem okiem na strzelbę, którą leśniczy zawiesił właśnie na ścianie.
— Miałem nader miłego gościa — pana rządcę! — odpowiedział pan leśniczy.
— Przyjechał po drzewo. Wprzód sprzedał swój deputat, a terazby chciał drzewa po raz drugi i wprowadziłby człowieka w nieszczęście. Tenby mi się udał! Zaraz się domyśliłem, po co jedzie, bo podchodził do mnie jak łasica. Ale usłyszał słowa prawdy! Oberwał zarazem i za Milę; wszak[1]
- ↑ Nieczytelny fragment tekstu (zaznaczony kolorem szarym), odgadnięty na podstawie czeskiego oryginału.