Strona:PL Němcová Babunia 1905.pdf/242

Ta strona została przepisana.

Takie pochwały osładzały gorzki napój, jaki twarda konieczność przed nich stawiła. Ale to, co pocieszyło rosłych, pięknych chłopców, martwiło nie mało tych, którzy z góry nie mieli się czego obawiać. Niejeden z nich byłby wolał podjąć się uciążliwości i zostać żołnierzem, aniżeli słyszeć cierpkie słowa jak:
— Nie potrzebują o ciebie płakać, bo na bęben przysięgać nie będziesz; wszak nie sięgasz suce do podwiązki; lub:
— Chłopcze! daj się do konnicy zapisać, bo masz nogi, jak wół rogi!
Takimi to docinkami starsi jątrzyli bezustannie rekrutów.
Babusia przyszła do gospody ale nie wstąpiła do gościnnego pokoju, a to nie dlatego, że tam powietrze było duszne, lecz dla ciężkiego smutku, jaki ogarnął wszystkich i jak ponura powłoka legł na ich twarzach. Współczuła głęboki smutek zasmuconych matek, z których niejedna załamywała ręce w niemej rozpaczy, inna ciche łzy roniła lub narzekała głośno. A cóż dopiero dziewczyny cierpiały, które wstydziły się z swym żalem wyjawić, a jednak suchem okiem nie mogły patrzeć na blade twarze młodzieńców, którzy im więcej pili, tem widoczniej smutnieli, a gdy w końcu piosenkę zanucić chcieli, głosu wydobyć nie mogli. Współczuła z ojcami, którzy ponuro za stołami siedzieli, nic nie mówili i tylko o tem myśleli, kim w gospodarstwie zastąpić pilnych synów, którzy im dotąd we wszystkiem prawą ręką byli.
Jak tu za nimi nie tęsknić, jak się bez nich obyć przez lat czternaście!
Babunia usiadła z dziećmi w ogrodzie.

Po chwili nadeszła Krystyna, zmartwiona, zapłakana, blada jak ściana. Chciała przemówić, ale na piersiach leżało jej coś jak kamień, gardło zaschło, — nie mogła słowa przemówić. Oparła się łokciem o kwitnącą jabłoń, tę samą, przez którą[1]

  1. Przypis własny Wikiźródeł Nieczytelny fragment tekstu (zaznaczony kolorem szarym), odgadnięty na podstawie czeskiego oryginału.