Strona:PL Negri Sługa.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.
12

Drzwi oszklone, otwarte na zawiasach, ujmowały w ramy swoje wizję spokoju niezamąconego, morze zieleni trójbarwnej, — nasyconej i połyskliwej liści kasztanowych, żółto-bronzowej drzew orzechowych, szaro-srebrzystej wierzb — opadające falami, ku dolinie, aż do widnokręgu, gdzie ziemia i niebo zlewały się w jeden opar błękitnawy.
— Jutro pranie — myślała raczej instynktem niż mózgiem. — Trzeba wstać o czwartej... wybrać i porachować bieliznę... wydać mydło praczkom, ale gdzie?... gdzie jest mydło? O!... jaki żar, jaki ciężar!... gdzie... mydło?...
Ale nić krucha pękła w jej mózgu, ręce opadły na kolana, posiniała i wykręcona twarz przechyliła się na lewe ramię. Pozostała tak, skamieniała w tragicznej brzydocie, na której majestat śmierci wyrył stygmat uroczysty.
Zgasła wraz z nią ostatnia sługa, godna tego imienia. Skończyła się wraz z nią nazwa sługi w jej znaczeniu najpiękniejszem, najbardziej ludzkiem — dobrowolnego poddania, czujnej troskliwości i pogody ducha, pracy pospolitej ale niezbędnej, spełnianej z zapałem posłannictwa, z radością przyrodzoną człowieka, pozostającego w harmonji doskonałej z własnym losem.
Ławka, na której zastygła w śnie ostatnim, przywołuje do dzisiaj jeszcze pamięć jej cienia, niewidzialnego, ale wszechobecnego genjusza opiekuńczego rzeczy