Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/122

Ta strona została skorygowana.
XII.
Krasowce.

«Słońce wyłajało księżyc blady,
Czemu świeci tak słabo i skromnie,
Cicho odrzekł na to księżyc blady:
Dzień do ciebie, noc należy do mnie,
Świeć ty we dnie na ten świat szeroki,
Ja nocą przyglądam się wodzie głębokiej».

Tak ciała niebieskie rozmawiają ze sobą w starej piosnce litewskiej.
Smutno mi, kuzynie, że nie mogę rozmową swoją uprzyjemnić twojego otium, lecz natura nie wetchnęła we mnie zdolności do niewolniczych wtórzeń sumieniom i myślom innych. Mam swoje własne; ale czyliżby Sfinksy, tak niezmiernie dumne i wszelkiej pokorze przeciwne, znajdować mogły wdzięk i zadowolenie w czyjejkolwiek bierności i niewoli?
Na zapytanie twoje, tyczące się serc i ust dziewiczych, nic pewnego odpowiedzieć nie mogę. Serca są różne i usta są różne. Bywają serca pełne hymnów i pełne — kupletów. Bywają usta, na których pocałunki świegocą, jak płoche wróble, i takie, na które kładą pieczęcie niewzruszone, jak święte przysięgi. Gdybym ci o tem opowiadać zaczęła, z łatwością mogłabym w opowiadaniu trafić na serce z hymnem i usta ze świętą pieczęcią, więc na przedmioty twojej ironii...
Pocóż?
Kwiatów nie posyłam także. Z kwiatami mymi stała się rzecz następująca.
W najciemniejszych głębiach puszczy zdarzają się miejsca, olśniewające białością rozkwitłych spirei leśnych, tawuł. Na niezliczonej ilości wysokich łodyg wznoszą się pióropusze, z gwiazdek śnieżystych złożone, tak lekkie, że przy każdym powiewie wiatru chwieją się i rozwiewają, tak przejasne, że zdają się być pochodniami, które litość Boża zapala dla ponurości zmroków. I któżby się spodziewał, że te najjaśniejsze