Strona:PL Orzeszkowa+Garbowski-Ad astra Dwugłos.djvu/301

Ta strona została skorygowana.

na sam z chmurą smutku, która na nowo opadać mnie zaczęła; lecz znasz Idalię: wbiegła do salonu z potokiem słów, wykrzyków, powitań, zapytań, na które sama odpowiadała. Była w tej chwili uosobieniem nadzwyczajnej i szczerej radości, którą sprawiał jej powrót mój. Oplątała mię tem wszystkiem, ujęła zresztą i na czas jakiś przy sobie uwięziła. Najwięcej uwięziła opowiadaniem, odsłaniającem przede mną fakty na pozór proste, a które dla mnie jednego miały tajemnicze cienie wielkich głębin.
Wszak prawdą jest, że Idalia błagała cię, abyś przybyła do niej na miesiące zimowe, i miała jakieś powody mniemać, że prośby jej wysłuchasz? Tymczasem, zamiast przybyć, przysłałaś tu swoją i jej młodziutką krewną. Zapragnęłaś, aby dzieweczka, żyjąca w żalu po utraconej matce i w głębokiem osamotnieniu wiejskiem, czas jakiś spędziła wśród rozrywek weselszego świata, i w tym celu przysłałaś ją pod opiekuńcze skrzydło Idalii.
Idalia święcie wierzy, że umyśliłaś młodą towarzyszkę swą rzucić w wir uciech światowych i jej świat, a ją światu pokazać.
Idalia święcie w to wierzy... ale nie wymagaj wiary tej ode mnie.
Co jej powiedzieć, jak do opuszczenia Krasowiec skłonić ją mogłaś?
Nie zadziwił jej wcale widok mój. Mogłem zrazu przypuszczać, że Idalia mówiła jej o blizkim moim powrocie z gór. Jednak nie. Wcale jej o mnie nie mówiła.
— Nie wiedziałam, że się znacie, żeście się już spotykali? Gdzie? Kiedy? Wśród jakich okoliczności?
Wówczas wstałem i, stanowczo oświadczywszy, że odejść muszę, żegnałem panie.
Z nad japońskiej wazy, w której układała pyszny pęk kwiatów, podniosła twarz bledziutką i z pomiędzy liliowych irysów drobne jej usta z bladego koralu uśmiechnęły się do mnie tak samo łagodnie, życzliwie, jak przedtem. Ale nie okazała niczem żalu, że odchodzę, ani chęci, abym powrócił;