Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/102

Ta strona została przepisana.

wykonywał go machinalnie. „Utrata Energii“, — obliczał, — „skróci mi życie o jeden dzień“.
— Niezupełnie rozumiem, co pani chce powiedzieć, — przyznał się po chwili, — sądzę, że kieruje nimi instynkt towarzyski... albo może chęć zmiany w życiu.
— O! — zawołała panienka, — i to „wszystko“?
— Czegóż mogą chcieć więcej?
— Czyliż doprawdy nie kochają się? Zupełnie się nie kochają.
Rozpaczliwym ruchem wyciągnęła ręce. Naczelny lekarz uścisnął naprzód jedną, potem drugą. Sądził, że tak było przyjęte za jej czasów i uważał to za niezbędne do powstrzymania niepożądanego wzruszenia, znanego pod nazwą „łez“.
— Ludzie są sobie pożyteczni, — rzekł pojednawczo.
— Pożyteczni! „Pożyteczni“! Doktorze, pan był bardzo dobry dla mnie, mimo to jednak mogłam była umrzeć w tym zimnym, szarym świecie. Gdybym umarła, czy żałowałby mię pan?
Naczelny lekarz przesunął powtórnie ręką po czole.
— Gdyby pani umarła, — rzekł zwolna, — toby pani umarła i byłoby bezcelowe o tem myśleć. Tymczasem pani żyje, uważam taki wypadek za niepożądany, ale nie rozumiem, co pani ma na myśli, mówiąc „kochać“, lub „dobry“.
Postaraj się pan zrozumieć, — błagała, — postaraj się pan!