Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/15

Ta strona została przepisana.

— Mury, tylko mury. Żaden ogień nie może strawić starych, odwiecznych ideałów.
— I odwiecznych błędów, — ochrypłym głosem odezwał się Evert.
Tak to sprzeczali się na wąskiej, czarnej platforemce, zalanej oślepiającym blaskiem słońca, i wyglądali w swoich łachmanach, obok kupy gruzów i skorup, na handlarzy starzyzną, którzy, kłócąc się, grzebią w śmietnisku.
Kobiety trzymają się zdala od nas. Jest ich dwie. Młodsza, Zuzanna, córka bogatego przedsiębiorcy, i upadła dziewczyna, Elza, będąca dawniej w wesołym zakładzie syndykatu, który skoncentrował w swoich rękach cały handel kobietami. Zuzanna jest bardzo piękna i nawet gdy płacze, siedząc na kamiennym złomie, jej silne, gibkie ciało wywołuje pożądanie. My wszyscy, za wyjątkiem Everta, chcieliśmy mieć ją dla siebie; ona o tem wiedziała i usuwała się bojaźliwie, gdy który z nas ku niej podchodził, ale w jej leniwem ciele i wyrazie olbrzymich oczu było coś takiego, co przeczyło jej bojaźliwości i nieledwie krzyczało:
— Weźcie mnie, pragnę żyć!
I to nieme bezustanne wołanie dziewiczego ciała niszczyło to, czego nie mógł strawić ogień komety. Budził się w nas człowiek pierwotny, nie wiedzący, co to wstyd, nie uznający władzy, religii ani prawa; zwierzęca namiętność owładała to tym, to owym; i wówczas na zboczu wzgórza, gdzie mieszkaliśmy, działy się straszliwe sceny, podczas których ojciec Wincenty przeklinał