Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/44

Ta strona została przepisana.

wygrywania na instrumentach muzycznych poniżej trzystu metrów nad powierzchnią ziemi. To wysoce humanitarne rozporządzenie datowało się od chwili, gdy mechaniczne instrumenty muzyczne zaczęły bardzo poważnie zagrażać bezpieczeństwu publicznemu. Muzycy sprawiali sobie tanie aeroplaniki, albo też wynajmowali je na godziny i całemi gromadami, wraz ze swojemi słuchaczami, krążyli nad miastem. Tuż koło mnie leciał jakiś grubas, przyciskając do piersi oślepiającą miedzianą trąbę. Wziął mię za amatora muzyki i wymachując chustką, jął krzyczeć:
— Okropny upał... pozwól pan, że mu się przedstawię — Ernest Timbol, pomocnik notariusza... Patrz pan, skrzypce już rozpoczęły!
Grubas przyłożył trąbę do ust, zatrąbił, że mało nie ogłuchłem i jak trzmiel jął uwijać się między aeroplanami. Na przedzie, podwinąwszy pod siebie długie nogi i wyciągnąwszy szyję, leciał młody flecista; pierwszy skrzypek wdzięcznie zataczał szerokie kręgi, wiolonczela zaś to wzlatywała w niebo, to opadała prawie na szklaną kopułę nad stacją aeroplanów. Kapelmistrz, trzymający się wciąż pośrodku tego gwarnego roju, krzyczał na całe gardło:
— Maestro, na miłość Boską, nie niżej nad trzysta metrów! Zamilcz, maestro! Unieś się jeszcze ze dwadzieścia metrów. Z prawej strony zbliża się statek policyjny z megafonem.
W interesie przyszłych ludzi, którzy z naszego świata zastaną jedynie stos okopconych gru-