Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/56

Ta strona została przepisana.

conych po całej przestrzeni nieba; ten oto instrument, naprawo od nas, za kratą, robi tysiąc przeszło zdjęć fotograficznych w ciągu minuty.
Astronom spoglądał na otaczające nas machiny z takim wyrazem twarzy, z jakim starożytni bałwochwalcy podchodzili do swoich bałwanów. W spojrzeniu jego czytało się obawę i podziw.
— I cóż robicie z nagromadzonymi przez nie faktami? — zapytałem.
— Jakto, co? chowamy je.
— No, i cóż dalej?
— A cóż więcej mamy z nimi robić? Przecież, na przejrzenie i zbadanie fotografii, zdjętych przez ten instrument choćby tylko w tym czasie, kiedy z panem rozmawiam, trzebaby poświęcić conajmniej dwa lata. Umysł ludzki jest zbyt słaby, a życie zbyt krótkie, by módz rozejrzeć się w najdrobniejszej choćby cząstce nieskończonych notat o wszechświecie, jakie kreślą bez przerwy te oto mechanizmy. Był czas, kiedy uczeni usiłowali jeszcze borykać się z bezustannym napływem faktów i oświetlać teorjami i hypotezami stosy wciąż narastającego surowego materjału, teraz jednak nie możemy nawet marzyć o czemś podobnem. Gdybyś pan zeszedł w podziemia pod górą, mógłbyś cały dzień brnąć w wąskich przejściach między stosami drukowanej i zapisanej bibuły, a wtedy sama tylko myśl, ażeby można było, — nie mówię już zbadać, lecz choćby przejrzeć ów materjał, — wydałaby się panu dowodem szaleństwa.