Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/74

Ta strona została przepisana.

powaliły już cale stosy trupów, a bitwie daleko jeszcze do końca. Czy wie pan, jak długi jest czas obrotu komety?
— Nie.
— Czterdzieści dwa tysiące lat. Ten czerwony blask jaśniał już raz nad ziemią. Ale wtedy nie było ludzi. Potoki ognia, spadające z nieba, roztopiły lodowce, które zaściełały wówczas połowę Europy. Ludzkość, stwarzając swoją cywilizację i kulturę, w gruncie rzeczy znajdowała się zawsze w sytuacji skazanego na śmierć.
Ziemia była więzieniem, a kometa wykonawczynią wyroku.
Starzec wstał, a twarz jego, oświecona, jak i wszystko dokoła, czerwonem światłem, wyglądała jak maska, w której przez głębokie otwory patrzyły żywe oczy.
— Ja sądzę, że zjawiła się w samą porę, — rzekł zwolna. — Ziemia wraz ze słońcem i innemi planetami przesuwa się, jak panu wiadomo, ku gwiazdozbiorowi Herkulesa. Ale oto czego nie wie ani pan, ani nikt inny: na nieskończonej drodze spotkaliśmy kilkanaście sfer o różnorodnym wpływie na ducha, myśl i uczucie ludzkości. Wyszliśmy z krainy, gdzie byliśmy równi bogom, a zdążamy w dziedzinę nizkich poziomów życia i psychiki. Ludzkość stoi na skraju przepaści. Zmieniają się też prawa fizyczne, ale te obdarzone są większą odpornością, aniżeli duch, który waha się i gaśnie, bądź też zbliża się do nieba na odległość