Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/8

Ta strona została przepisana.

Tumany czarnej mgły ścielą się nad ziemią, powiewając nakształt żałobnego woalu.
Czarna, głucha pustynia! Ogień niebieski strawił wszelką barwę. Z trudnością mogę sobie wyobrazić zielone zbocza, białe szczyty gór, srebrzyste morze, żółte skały, — zwykłe, żywe oblicze ziemi. Zali snem było tamto, czy też to, co jest obecnie?
Ogień spalił nietylko miasta, lasy, — zniszczył też historję ludzkości, jej religję, naukę, sztukę, — cała ziemia jest jak zwęglony trup, tylko niebo teraz takie piękne, wspaniałe, jak nigdy.
Sześciopromienna kometa jest, jak biała lilja z płomienistym słupkiem; listki tej nadziemskiej lilji, która spaliła ziemię, zlekka się wyginają, jakby chyląc się pod naporem wichru unoszącego kometę w głąb nieba. Wieczorem lilia przybiera blado złocisty odcień, a dokoła niej rozsiewa się spokojny, srebrzysty blask.
Wczoraj o świcie stary Wincenty wdrapał się na ruiny obserwatorium i krzyczał:
— Ej, wy tam, na niebie! czy nas słyszycie? Nie chcemy być na ziemi, zawalonej trupami... Kto jesteś? Jak zwą ciebie, który jesteś na niebie? chcę cię posłyszeć...
Krzyczał tak, dopóki nie weszło słońce i nie zagasły krwawe smugi na niebieskiem sklepieniu.
Jest nas sześcioro: dwie kobiety i czterech mężczyzn. Trzeci już miesiąc żyjemy w ruinach królewskiego muzeum starożytności. Najstarszy