Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/80

Ta strona została przepisana.

i porzucone na łaskę losu automaty, które, przez nikogo niekierowane, przechadzały się w swoich czerwonych z żółtem, błazeńskich strojach i wesoło się śmiały.
Pod wieczór strzały ucichły, a po mieście rozeszła się wiadomość, że załoga statków wojennych rozbiegła się, aeroplany pozostawiając na łasce losu. Jeden tylko powietrzny torpedowiec, „Perseusz“ bronił dalej miasto przed najściem barbarzyńców,
Z okna mieszkania Wayttmana widzałem, jak „Perseusz“, opisując coraz to węższe koła, rzucał jedną za drugą powietrzne torpedy do jakiegoś niewidzialnego celu.
Ziemię oświetlała kometa, ponieważ wszyscy robotnicy na stacjach elektrycznych porzucili pracę.
Na ulicach tu i ówdzie widać było brudne, obszarpane postacie; zpoczątku ukazywały się one pojedynczo, potem — małemi gromadkami, a wreszcie napłynęły zbitą falą. Dzicy szli ze wschodniej części miasta, a ludność Heljopolisu cofała się przed nimi coraz to dalej i dalej.
Obaj z Wayttmanem opuściliśmy miasto przed świtem, a właściwie mówiąc, — ponieważ blask komety zaćmiewał już światło słoneczne, — w chwili, gdy jądro komety stało na zenicie.
Na moście, koło Łuku Pokoju, musieliśmy stać przeszło godzinę, zanim mogliśmy się przedostać na drugi brzeg rzeki. Szczęśliwi, którym udało się dorwać się do aeroplanów, oddawna już byli za