Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/260

Ta strona została przepisana.

ka godzin przypatrując się jej zadumaniu, ukryty za widzami.
Mimowolnie zbliżałem się do tej gęstwiny.
Noc była ciemny, powietrze ciężkie. Stanąwszy przed wchodem do téj altanki, spostrzegłem białą postać leżącą na kanapie z darni która stała pośrodku.
Majtek znów się zatrzymał, wymawiał słowa pojedynczo jakby urywane.
Rzecz dziwna że nabob doznawał wspólnego z nim wzruszenia. Montalt był bladym pomimo ogorzałej cery.
W czasie milczenia można było dosłyszeć jego oddech przytłumiony.
Gdy Wincenty zaczął mówić, jego głos tłumiony zaledwie dochodził uszu Montalta.
— Nie byłem zdolny myśleć ani się zastanawiać; wszedłem do altanki, ukląkłem przed uśpioną Blanką i oddawałem jej cześć w milczeniu.
— Słyszałem tuż przy moim uchu jej oddech słodki i jednostajny, liczyłem uderzenia jej serca.
— Chwile upływały. Noc zapadała. Głosy wesołych biesiadników nie dochodziły do nas.