Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/660

Ta strona została przepisana.

Błażéj nie pominął tego spojrzenia.
— Oh! oh! — zawołał — zdawało misie, że nam nie wypada robić wybuchu...
Robert zsiniały od gniewu, przemówił zmienionym głosem:
— Błażeju... — Błażeju!... cierpliwość ma swoje granice...
— Ja byłem cierpliwym przez trzy lata — odpowiedział śpioch z niezachwianą spokojnością
— Wiesz dobrze iż wymagasz niepodobieństwa... — rzekł Robert — i w twoich żartach musi się coś ukrywać... jedném słowém, powiedz otwarcie czego chcesz?
— Otóż to, co się nazywa mówić — zawołał śpioch — długo nie mogłeś mnie zrozumieć... przyrzekłeś mi 20,000. fr. dochodu i chcę mieć to 20,000...
A ja?... — rzekł Robert spuściwszy oczy dla pokrycia gniewu.
Nie wochodzę bynajmniéj w twoje osobiste interesa... z drugiéj połowy możesz co udzielić panu margrabiemu de Pontales, panu Protazemu Hiwen, naszéj drogiéj Roli, a nawet Bibandierowi.
— Czy to twoje ostatnie słowo?... zapytał