Strona:PL Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899) 126.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

»Za życia pragnął sprawić mi wesele,
A żem dostatnia i młoda,
Zbiegło się zewsząd zalotników wiele,
Posag wabił i uroda.

»Mnóstwo ich marnej pochlebiało dumie,
I to mi było do smaku,
Że kiedy w licznym kłaniano się tłumie,
Tłumem gardziłam bez braku.

»Przybył i Józio; dwudziestą miał wiosnę,
Młody, cnotliwy, nieśmiały:
Obce dla niego wyrazy miłosne,
Choć czuł miłosne zapały.

»Lecz próżno nędzny w oczach prawie znika,
Próżno i dzień i noc płacze;
W boleściach jego dla mnie radość dzika,
Śmiech obudzały rozpacze.

»Ja pójdę!« — mówił ze łzami — »Idź sobie!«
Poszedł i umarł z miłości...
Tu nad rzeczułką, w tym zielonym grobie,
Złożone jego są kości.

»Odtąd mi życie stało się nielube,
Późne uczułam wyrzuty;
Lecz ani sposób wynagrodzić zgubę,
Ani czas został pokuty.

»Raz, gdy się w północ z rodzicami bawię,
Wzmaga się hałas, szum, świsty:
Przyleciał Józio w straszliwej postawie,
Jak potępieniec ognisty.

»Porwał, udusił gęszczą dymnych kłębów,
W czyscowe rzucił potoki,
Gdzie pośród jęku i zgrzytania zębów,
Takie słyszałam wyroki: