Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

wniejszych niż poprzedni i trudniliśmy się przemytnictwem, a niekiedy też, trzeba przyznać, rozbojem na gościńcu, ale to tylko w ostateczności, kiedy nie było sposobu inaczej. Zresztą, nie czyniliśmy krzywdy podróżnym; poprzestawaliśmy na tem, żeśmy im odbierali pieniądze. Przez kilka miesięcy byłem rad z Carmen; wciąż była nam pomocna we wszystkich przedsięwzięciach, wskazując nam gratki, które się nastręczały. Przebywała to w Maladze, to w Kordowie, to w Grenadzie, ale, na jedno moje słowo, rzucała wszystko, aby się ze mną spotkać w jakiej ustronnej gospodzie lub nawet w biwaku. Raz tylko — było to w Maladze — dała mi przyczynę do niepokoju. Dowiedziałem się, że wzięła na oko bardzo bogatego kupca, z którym prawdopodobnie zamierzała powtórzyć figiel z Gibraltaru. Mimo perswazyj Dancaira, który chciał mnie zatrzymać, pognałem, wpadłem do Malagi w biały dzień, odszukałem Carmen i zabrałem ją natychmiast z sobą. Przyszło do gwałtownych wyjaśnień.
— Czy wiesz, rzekła, że, od czasu jak jesteś na dobre moim rom, mniej cię kocham, niż kiedy byłeś moim minchorro. Ja nie lubię aby mnie kto dręczył, a zwłaszcza aby na-