Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pański przewodnik mnie zdradził, ale mi to zapłaci. Gdzie on jest?
— Nie wiem... Sądzę że w stajni... ale ktoś mi powiedział...
— Kto panu powiedział?... Przecież nie ta stara...
— Ktoś, kogo nie znam... nie tracąc słów, czy pan masz powody aby nie czekać tu na tych żołnierzy? Jeżeli tak, niech pan nie traci czasu; w przeciwnym razie dobranoc, i przepraszam, że zakłóciłem pański sen.
— Och! ten przewodnik! ten przewodnik! Odrazu mi się nie podobał... ale dostanie mi się w ręce!... Żegnam pana. Niech panu Bóg odpłaci przysługę, którą mi pan oddał. Ja nie jestem tak bardzo zły jak pan sądzi... tak, jest we mnie jeszcze coś, co zasługuje na współczucie zacnego człowieka... Żegnam pana... Jednego mi tylko żal; to że nie mogę się panu wypłacić.
— Jako cenę usługi, którą panu oddałem, przyrzeknij mi, don José, nie podejrzewać nikogo, nie myśleć o zemście. Ot masz pan parę cygar na drogę; szczęśliwej podróży!
I podałem mu rękę.
Ścisnął mi ją bez słowa, wziął rusznicę i sakwę, i, rzuciwszy kilka słów starej w narzeczu którego nie zrozumiałem, pobiegł