Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

szem milczeniu. Następnie, wyciągając rękę, rzekł:
— Ciągle prosto, a dojdziesz pan do mostu.
Odwrócił się plecami i oddalił się szybko.
Wróciłem do mej gospody nieco markotny i w dość lichym humorze. Najgorsze było, iż, rozbierając się, spostrzegłem, że mi brak zegarka.
Rozmaite względy nie pozwoliły mi dochodzić tego nazajutrz, lub też upraszać p. koregidora, aby go zechciał kazać poszukać. Ukończyłem swoją pracę nad rękopisem OO. Dominikanów i wyjechałem do Sewilli. Po wielu miesiącach wędrówek po Andaluzji, miałem wracać do Madrytu i trzeba mi było przejeżdżać przez Kordowę. Nie miałem zamiaru zabawić tam długo, nabrałem bowiem odrazy do tego pięknego miasta i dam kąpiących się w Gwadalkwiwirze. Mimo to, odwiedziny kilku przyjaciół, parę sprawunków do załatwienia, wszystko to miało mnie zatrzymać conajmniej trzy lub cztery dni w dawnej stolicy władców muzułmańskich.
Skorom się pojawił w klasztorze Dominikanów, jeden z ojców, który okazywał zawsze żywe zainteresowanie memi pracami