Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

się. Wedle naszego prawa, nie byłam ci winna nic, ponieważ jesteś payllo (obcy), ale jesteś ładny chłopak, spodobałeś mi się. Bywaj zdrów.
Spytałem, kiedy ją zobaczę.
— Kiedy będziesz mniejszym dudkiem, odparła śmiejąc się. Następnie, poważniej: Czy ty wiesz, mój synu, zdaje mi się, że ja cię kocham troszeczkę? Ale to nie może trwać. Pies i wilk nie długo wyżyją w zgodzie. Być może, gdybyś przyjął prawo Egiptu, radabym być twoją rami. Ale to są głupstwa, to niemożliwe. Ba! mój chłopcze, wierzaj mi, wykpiłeś się tanim kosztem. Spotkałeś djabła, tak, djabła; nie zawsze jest czarny i nie ukręcił ci szyi. Mam na sobie wełnę, ale nie jestem owieczką. Idź, zapal świecę przed swoją majari (madonną); zarobiła na nią. No, bywaj zdrów jeszcze raz. Zapomnij już, co to Carmencita, lub zaślubiłbyś przy niej wdowę o drewnianych nogach (szubianicę).
Tak mówiąc, odsuwała zaporę zamykającą drzwi; znalazłszy się na ulicy, zawinęła się w mantylkę i pomknęła.
Mówiła prawdę. Byłoby rozsądniej nie myśleć o niej; ale, od owego dnia przy uli-