Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

wręcz sztuki. Uwolniła swego roma, który był w kajdankach w Tarifa.
Zaczynałem już rozumieć język cygański, którym mówili prawie wszyscy moi towarzysze, i to słowo rom wstrząsnęło mną.
— Jakto, swego męża! ona jest zamężna? spytałem herszta.
— Tak, odparł, z Garcją Jednookim, cyganem równie szczwanym jak ona. Biedny chłopak był na galerach. Carmen tak omotała więziennego chirurga, że uzyskała przezeń wolność swego roma. Och! ta dziewczyna to szczere złoto. To już dwa lata jak pracuje nad jego wolnością. Wszystko było na nic, aż do chwili, w której wpadło się na ten pomysł, aby zmienić lekarza. Zdaje się, że z tym szybko znalazła drogę do porozumienia.
Wyobraża pan sobie, jak miłą była mi ta nowina. Ujrzałem niebawem Garcję; zaiste najszkaradniejszą poczwarę, jaką wydała rasa cyganów. Czarny na ciele, a czarniejszy jeszcze na duszy, był to największy łajdak, jakiego widziałem kiedy w życiu. Carmen przybyła wraz z nim; kiedy go nazywała przy mnie swoim rom, trzeba było widzieć oczy, jakie robiła do mnie, oraz miny jej, kiedy Garcja odwrócił gło-