Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 035.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

szliwie rozpalonem i suchem powietrzem brzęczały niby oddalone grzmoty, wymiotując niekończący się pas materyałów kolorowych, suchych i sztywnych.
Na nizkich stołach, na ziemi, na wózkach, które suwały się cicho, leżały całe sterty materyałów i w tem suchem, jasnem powietrzu sali, której ściany były prawie ze szkła, paliły się przyćmionemi barwami złota przykopconego, purpury o fioletowym odcieniu, błękitu marynarskiego, starego szmaragdu — niby stosy blach metalowych o matowym, martwym blasku.
Robotnicy w koszulach tylko i boso, z szaremi twarzami, z oczami zagasłemi i jakby wypalonymi tą orgią barw, jaka się tutaj tłoczyła, poruszali się cicho i automatycznie, tworzyli tylko depełnienie maszyn.
Czasem który patrzył przez szyby w świat, na Łódź, która z tej wysokości czwartego piętra majaczyła w mgłach i dymach poprzecinanych tysiącami kominów, dachów, domów, drzew ogołoconych z liści; to znów na drugą stronę, na pola, co szły w głąb horyzontu — na szaro-białe, brudne, zalane wiosennymi roztopami przestrzenie, majaczące gdzieniedzie czerwonymi gmachami fabryk, które z oddalenia czerwieniły się wskróś mgieł bolesnym tonem mięsa odartego ze skóry; na odległe linie wiosek małych, przywartych cicho do ziemi, na drogi, co się wywijały wskroś pól, czarną cieknącą błotem wstęgą, migającą pomiędzy rzędami nagich topoli.
Maszyny huczały bezustannie i bezustannie świstały transmisye, uczepione pod sufitem i niosące siłę do innych sal, wszystko się poruszało w rytm tych olbrzymich pudeł metalowych suszarń, które odbierały towar mokry z drukarni i wypluwały go suchym i stały w tej olbrzymiej, czworokątnej sali pełnej smutnych barw i smutnego