Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 053.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Doskonale, wybornie! — wykrzyknęła i jej okrągła, różowa twarz, podobna do młodej rzodkiewki świeżo obmytej, rozbłysła silniejszymi rumieńcami, co tem mocniej odbijały przy jasno-zielonej sukni.
Podniosła chusteczkę do twarzy, aby przysłonić rumieńce, bo się ich wstydziła.
Matka zarzuciła jej na ramiona wspaniały, koronkowy szal, bo przeciąg od drzwi otwartych przewiewał po teatrze i drzemała dalej.
— A pan? — zapytała po chwili, podnosząc na niego niebieskie, zupełnie porcelanowe oczy, o jasnych złotawych obrzeżach rzęs i w tej chwili, z rozchylonemi nieco, blademi ustami dziecka, z twarzyczką podniesioną podobną była do świeżo upieczonej bułki.
— Powiem to samo: Wybornie, doskonale, albo: Doskonale, wybornie.
— Dobrze grają, prawda?
— Tak, po amatorsku. Myślałem, że pani weźmie udział w przedstawieniu.
— Ja bardzo pragnęłam, ale kiedy mnie nikt nie zaprosił — mówiła szczerze, z wielką przykrością.
— Projekt ten istniał, ale nie miano odwagi, bano się odmowy, zresztą do domu państwa wstęp tak trudny, jakby na dwór królewski.
— Ja, ja to samo mówił pannie Mada — wtrącił Störch.
— To pan winien, przecież pan bywa u nas, trzeba było mi powiedzieć.
— Nie miałem czasu i zapomniałem — tłómaczył się prosto.
Zapanowało milczenie.
Störch odkasływał, nachylał się już, aby zacząć