Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 055.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co pani widzi śmiesznego w mojem przypuszczeniu?
— Ale, bo Wilhelm tak nie lubi książek, że kiedyś pogniewał się na mnie i gdy byłam z mamą w mieście, spalił mi wszystkie moje książki.
— Ja, ja, Wilhelm nie lubi książek, on jest dobry bursz.
Borowiecki popatrzył zimno na Störcha i rzekł:
— Dobrze, przyślę pani jutro spis tytułów.
— A jeślibym ja pragnęła mieć ten spis zaraz, natychmiast.
— To natychmiast mogę kilka tytułów napisać a resztę jutro.
— Pan jest dobry chłopak — powiedziała wesoło, ale ujrzawszy, że usta mu drgnęły uśmiechem ironii, rozczerwieniła się jak piwonia.
Napisał na bilecie wizytowym, opatrzonym w herby, pożegnał się i wyszedł.
W korytarzu spotkał się ze starym Szają Mendelsohnem, prawdziwym królem bawełnianym, którego nazywano krótko — Szaja.
Był to wysoki, chudy żyd, o wielkiej białej, iście patryarchalnej brodzie, ubrany w długi, zwykły chałat, który mu się tłukł po piętach.
Szaja zawsze bywał tam, gdzie przypuszczał, iż będzie Bucholc, jego największy współzawodnik w królestwie bawełnianem, największy fabrykant łódzki i do tego osobisty nieprzyjaciel.
Zagrodził drogę Borowieckiemu, który uchylając kapelusza chciał przejść dalej.
— Witam pana. Niema dzisiaj Hermana, dlaczego? — zapytał ohydną polszczyzną.