Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 098.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

blasze, Karol nalał wody do samowara i zapalił pod nim gaz.
Moryc się trzeźwił bardzo radykalnie, bo zlał głowę zimną wodą, umył się i wypiwszy kilka szklanek herbaty, poczuł się zupełnie przytomnym.
— No, jestem już fertig. Do dyabła, zimno mi obrzydliwie.
— Maks! Wołał tymczasem Karol, trzęsąc z całej siły Baumana, ale Maks nie odezwał się i obciskał silniej surdut na głowę.
— Na nic wszystko, śpi jak zabity. Tak mi zresztą pilno, że nie będę czekał.
— Przeczytaj Moryc uważnie depeszę, tylko nie oglądaj adresu — zastrzegł, podając telegram.
— Ba, kiedy nic nie rozumiem — cyfrowana!
— Prawda. Zaraz ci przeczytam.
I czytał mu wolno, bardzo dobitnie, podkreślając cyfry 1 daty.
Moryc wytrzeźwiał zupełnie, na pierwsze słowa zerwał się on z krzesła i pochłaniał oczami, całym sobą, treść telegramu. Gdy Karol skończył i podniósł tryumfujący wzrok na niego, Moryc stał nieruchomy, zapatrzony w ten interes, po kilka razy wciskał binokle na nos, które mu zupełnie nie chciały się utrzymać, uśmiechał się tak słodko jak do ukochanej, szarpał nerwowo swoją piękną brodę, wreszcie rzekł uroczyście:
— Wiesz Karol, mu mamy już przyszłość, my mamy grube pieniądze. Ten telegram wart jest sto tysięcy rubli, no pięćdziesiąt, co najmniej. My się możemy na tej uroczystości pocałować! Co to za interes, co to za interes! I posuwał się do Borowieckiego,