Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 102.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

mieć pieniądze, dużo pieniędy, jechać natychmiast do Hamburga, kupić co się da surowej bawełny i sprowadzić ją do Łodzi, zanim prawo o podwyższonem cle i taryfie zacznie obowiązywać. A potem sprzedawać, ma się rozumieć, z jak największym zyskiem.
Baum myślał długo, zapisywał coś w notesie, fajkę wypalił, wytrząsnął popiół na spodek, przeciągnął swoje olbrzymie kości i rzekł:
— Zapiszcie mnie na dziesięć tysięcy rubli, więcej nie mogę. Dobranoc!
Podniósł się z krzesła, aby iść z powrotem spać.
— Zaczekajże! Musimy się przecież porozumieć. Wyspisz się jeszcze.
— Niech was dyabli wezmą z temi porozumiewaniami się. Ach, te polaki! W Rydze przez całe trzy lata mało co spałem, bo wszyscy się całe noce u mnie porozumiewali... i w Łodzi to samo.
Usiadł niechętnie i zaczął nabijać fajkę.
— Moryc, ile dajesz?
— Taksamo dziesięć tysięcy. Nie wydobędę na razie więcej.
— Więc i ja tak samo.
— Zyski straty będą równe.
— Ale który z nas pojedzie? — zapytał Baum.
— Może jechać Moryc tylko, bo on się zna dobrze i to jego specyalność.
— Dobrze, pojadę. Co dacie gotówki zaraz?
— Ja mam piętnaście rubli, mogę dołożyć mój pierścień brylantowy, zastawisz go u ciotki, da ci więcej niż mnie — mówił ironicznie Maks.
— Mam wszystkiego przy sobie, zaraz... 400 rubli, mogę dać 300 zaraz.