Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 122.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

który wpatrzony w stary srebrny zegarek, nachmurzony siedział w milczeniu.
— Ty się Hamer pilnuj, ja ci płacę za to, dobrze płacę — rzekł po chwili, nie odrywając wzroku.
— Panie prezesie!
— Bucholc mówi, cicho! — rzekł z naciskiem i uderzył go oczami. — Ja jestem punktualny, jak mi raz powiedzieli, że brać pigułki co godzina, to biorę co godzina. — Pan musisz być bardzo zdrowym, panie Borowiecki, widać to po panu.
— Tak bardzo jestem zdrowy, że jakbym posiedział w fabryce, w drukarni jeszcze dwa lata, to mam pewne suchoty. Już mnie doktorzy ostrzegali.
— Dwa lata! można jeszcze dużo wydrukować towaru przez dwa lata. Hamer dawaj!
Hamer z namaszczeniem odliczał piętnaście pigułek homeopatycznych na wyciągniętą rękę Bucholca.
— Prędzej! ty kosztujesz tyle co dobra maszyna, a ruszasz się tak powoli — syknął i połknął pigułki.
Lokaj podał mu na srebrnej tacy szklankę z wodą do picia po lekarstwie.
— On mi każe połykać arszenik, to jakaś nowa metoda leczenia, zobaczymy, zobaczymy...
— Ja już widzę duże polepszenie w zdrowiu pana prezesa.
— Cicho Hamer, nikt cię o to wcale nie pyta.
— Dawno pan prezes prowadzi tę arszenikową kuracyę? — zapytał Borowiecki.
— Trzeci miesiąc mnie już zatruwa. Możesz iść Hamer! — rzucił wyniośle.
Doktór ukłonił się i wyszedł.