Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 125.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Osobno!
Te były niezdecydowane i szły na biurko Bucholca, albo zabierał je Knoll.
— Uważaj, Kundlu! — krzyknął, uderzając kijem za siebie, bo usłyszał list padający na ziemię i znowu rzucał i komenderował ostro i krótko.
Lokaj zaledwie zdążył chwytać i wrzucać w otwory szafki z odpowiednimi napisami, którymi wpadały przez rury na dół, do przybocznego kantoru, skąd je rozwożono natychmiast i roznoszono.
— A teraz będziemy się bawić! — szepnął skończywszy rzucać, zostało mu na kolanach tylko z dziesięć listów różnych formatów i kolorów. — Bierz pan i czytaj!
Karol rozdarł kopertę pierwszego listu, równą, opatrzoną monogramem i wyjął list pachnący fiołkami, pisany wykwintnym kobiecym charakterem.
— Czytaj pan, czytaj — szepnął, widząc, że Borowiecki przez dyskrecyę się ociąga.
„Jaśnie wielmożny panie prezesie!
Ośmielona rozgłosem i czcią, z jaką wszystko, co nieszczęśliwe, wymawia imię pana prezesa, udaję się do niego z błagalną prośbą o pomoc, udaję się tem śmielej, iż wiem, że czcigodny pan nie zostawi prośby mojej bez odpowiedzi, jak nigdy nie zostawia niedoli ludzkiej, łez sierocych, cierpień i nieszczęść bez wsparcia i opieki. Znane jest twoje dobre serce w całym kraju, znane!
Bóg wie, komu dawać miliony!
— Ha, ha, ha! — śmiał się cicho i tak serdecznie, iż mu oczy na wierzch wychodziły.