Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 178.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

kresa czerwona przecinały jej twarz długą, biało-przeźroczystą, okoloną nimbem najczystszej miedzi, włosami rozdzielonymi na środku głowy i zaczesanymi na skronie i na uszy, że tylko ich różowe końce migotały olbrzymimi szafirami, oprawnymi w brylanty.
— Fotografujcie mnie w takiej pozie — wołał, kładąc się w znak na dywanie i z rękami podwiniętymi pod głowę leżał w całej swojej długości, śmiejąc się dźwięcznym, wesołym śmiechem.
— Siądźcie dziewczynki obok mnie! Chodźcie Sikorki!
— On jest zupełnie dzisiaj ładny — szepnęła Toni, pochylając się nad jego jasną, młodą, typowo-niemiecką twarzą.
— On jest mdły — wołała Fela.
— Wolisz Wysockiego?
— Kiedy Wysocki ma takie cienki nogi.
— Cicho Fela, nie gadaj głupstw.
— Dlaczego?
— No wprost dla tego, że nie wypada.
— Moja Róża, dlaczego nie wypada? Ja wiem, co mężczyźni opowiadają o nas, mnie wszystko Bernard mówi, on mi opowiadał taki jeden zabawny kawał, że umierałam ze śmiechu.
— Powiedz go Fela — szepnęła Toni, ziewając z nudów.
— Mała jak go opowiesz przy mnie, to ci już nigdy nic nie opowiem — zaoponował Bernard, leżący na dywanie.
— On się wstydzi! ha, ha, ha! — zerwała się z kanapki, zaczęła biegać po pokoju jak waryatka, przewracała sprzęty, zataczała się na Tonię.