Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 245.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojciec w fabryce, mogę go zawołać.
— Pójdę tam. Nigdy nie widziałem waszej fabryki.
— Niema co oglądać, nędza — szepnął lekceważąco, siadając z powrotem do roboty.
Oszklony korytarz prowadził z kantoru do pierwszego fabrycznego pawilonu.
Mrok i cisza zalewały wielki dziedziniec obstawiony z trzech stron trzema dwupiętrowymi pawilonami fabryki, przez rzędy okien mrzyło słabe światło, a niektóre piętra zupełnie były ciemne, nie oświetlone, tylko z dołu u drzwi wchodowych kopciły się smutnie naftowe latarnie i oświetlały czerwone, oślizgłe wilgocią mury.
Suchy trzask warsztatów ręcznych rozlegający się monotonnie, rozlewał po korytarzach mrocznych, zaśmieconych odpadkami bawełny i resztkami starych warsztatów, usypiający nastrój nudy i smutku.
Na schodach i korytarzach było pusto, czasem tylko rozległ się klekot drewnianych podeszew, zamajaczył w mroku jaki robotnik i cicho ginął w wielkich salach na końcu korytarzy rozłożonych; tylko suchy trzask warsztatów i echa kroków mąciły tę senną ciszę.
W salach fabrycznych również było pusto, mroczno i sennie.
Były to wielkie prostokąty, podparte w środku szeregiem żelaznych słupów, zapchane ręcznymi tkackimi warsztatami Jaccarda, które stały w dwa rzędy, pod gęsto rozłożonemi oknami. Połowa warsztatów stała nieczynna, obrośnięta niby mchem siwym, pyłem bawełnianym.
Kilka lampek przyczepionych do słupów oświetlało środkowe przejście i robotnice nawijające na ręcznych