Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 274.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gadała bezustannie, opowiadając różne szczegóły o robotnicach z ich fabryki, o majstrach, o dyrektorach; pomagała później Jaskólskiej porozbierać do snu dzieci, które się mocno temu opierały, bo wszystkie przepadały za nią, tak je umiała zająć i zabawić.
— Wie pani, sprzedałam i te kapy szydełkowe i dwa kaftaniki. Pieniądze będą w sobotę, po wypłacie.
— Bóg ci zapłać, Zosiu!
— Co tam! Niech pani takich kaftanów zrobi więcej, tylko trochę ozdobniejszych, to już ja je wtrynię naszym.
— Któż kupił kapy?
— Młody Kessler. Zobaczył, że w podwieczorek pokazywałam w kantorze, zabrał je do domu i powiedział, że matka kupiła; nawet się nie targował, to feiny facet! Antoś, a pamiętasz jakżeśmy w przeszłym roku tańcowali na Mani?
— Pamiętam — odpowiedział żywo.
— W tym roku ma fabryka wyprawić wszystkim majówkę, pojedziemy do Rudy. Ja tam, żeby mama nawet na głowie stawała, to muszę z ojcem pojechać. Józiu, graliście w niedzielę?
— Graliśmy, ale Adasia nie było, w domu był?
— Co tam Adaś, on już nie był w domu z miesiąc, podobno ciągle przesiaduje u tych pań na Spacerowej, a to podobno są jakieś lafiryndy.
— Nie mów tak Józiu, ja znam dobrze panią Łapińską i panią Stecką, to bardzo porządne kobiety, straciły jak i my majątek, a teraz ciężko pracują jak wszyscy.
— Ja tam nie wiem, mama mówiła, ale mama