Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 276.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

ma widzieć jak i gdzie mieszkamy, nie, nie, nie, sprawiłaby mi przykrość wielką ta wizyta. Niech mu tam Pan Bóg dopomaga w interesach, ale po co ma znać nasze położenie.
— Ale, bo widzi pani, taki to może się czasem przydać.
— Moja Zosiu, już my od takich nie będziemy żądać pomocy — przerwała jej dosyć cierpko, bo cała jej duma się oburzyła, aby brać cośkolwiek od jakiegoś chłopaka, któremu w lepszych czasach sama pomagała dostać się do gimnazyum, od syna jakiegoś organisty, którego się przyjmowało w przedpokoju i obdarowywało różnymi produktami.
Ta możliwość wydała się potworną dla jej dumy rodowej.
— Ojciec idzie z doktorem — szepnął Antoś, usłyszawszy głosy w korytarzu.
Wszedł istotnie Jaskólski, poprzedzany przez Wysockiego, o którym mówiono, że ma klientelę najliczniejszą w Łodzi, ale za to jest na utrzymaniu u własnej matki, bo leczył tylko samą nędzę.
Pozdrowił wszystkich przyjaźnie, zatrzymując dłużej oczy na Zośce, która wysunęła się naprzód, aby być lepiej widzianą, a potem wziął się do egzaminowania chorego.
Zośka pomagała mu tak gorliwie unosić Antosia, tak się wciąż kręciła koło łóżka, że zniecierpliwiony powiedział:
— Proszę nas samych zostawić.
Zirytowana poszła za zasłonę, gdzie Jaskólski siedział na pace od węgli i prawie z płaczem usprawiedliwiał się przed żoną.