Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 305.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

i godnością, mąż jej pomagał energicznie, bo co chwila słychać było jego przenikliwe: co?
Szum jedwabnych sukien, szept rozmów i zapachy perfum i kwiatów zapełniały zwolna ten olbrzymi salon, jeden z najwspanialszych w Łodzi.
Towarzystwo dzieliło się wciąż na grupy, które niknęły prawie w ogromie salonu, w masie mebli porozstawianych i w kilku bocznych buduarach.
Salon był narożnikowy z oknami na ogrody, po za którymi niby kije sterczały kominy fabryk.
Żółte jedwabne story nie przepuszczały słońca do wnętrza, rozsiewały złotawy półmrok, w którym niewyraźnymi zarysami błyszczały ze ścian ramy obrazów, bronzowe ozdoby mebli i lśniąca jedwabna materya, obciągająca ściany, pohaftowana w blado-zielone gałązki i kwiatki, o bardzo delikatnym rysunku; blado-zielone lamperye zarzucone złotymi haftami kwiatów trzymały niby w ramie ściany i stanowiły otoczkę dla sufitu, na którym był rozpięty rodzaj plafonu, prześliczne malowidło, przedstawiające scenę à la Watteau: łąka, strzępiaste drzewa, strumyk wijący się srebrną wstęgą przez murawy pełne kwiatów, wśród których pasły się baranki z niebieskiemi wstążeczkami na białych runach karków, a gromada pasterzy i pasterek w perukach, w krótkich kostyumach tańczyła kadryla przy dźwiękach formingi, na której wygrywał ryży faun.
W narożniku salonu wznosiła swoje bronzowe kształty wdzięczna Dyana z Fontainebleau, wśród róż białych i purpurowych, które delikatnymi pędami pięły się na marmurowy postument i plamiły barwami popielato-zielonawy ton bronzu. Na tem tle siedział Mendelsohn i gromada fabrykantów.