Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 313.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chociaż nie wiem za co, żałuję jednak szczerze.
— Żal mój pochodzi stąd, że mi pan męża oczarował.
— Czy narzekał, że bawił się wtedy źle z nami.
— Przeciwnie, dowodził bowiem, że pierwszy raz w życiu bawił się tak dobrze.
— Więc zamiast żalu powinna pani zapłacić mi wdzięcznością i to podwójną.
— Dlaczego podwójną?
— Że się bawił dobrze i swoją obecnością nie popsuł pani przejażdżki do Pabianic — dodał z naciskiem i bystro patrzył w jej oczy i brwi napięte niepokojem.
Roześmiała się sucho i zaczęła poprawiać wspaniały naszyjnik z pereł, osadzonych w brylanty, który otaczał jej marmurową, prześlicznie uformowaną szyję. W tym ruchu rękawiczki, dochodząc aż do ramion, zsunęły się nieco i odsłoniły klasycznie piękne ręce; oddychała tak szybko, że do połowy tylko przysłonięte piersi wznosiły się i opadały.
Była istotnie bardzo piękną, ale tą suchą, klasyczną, zimną pięknością; szaro-stalowe bez połysku oczy patrzyły jak zamarznięta szyba pod przyczernionemi mocno brwiami, patrzyła długo na Karola i w końcu szepnęła:
— Dlaczego Lucy nie przyszła?
I lekka ironia zamigotała w jej oczach.
— Nie wiem, bo nie wiem kogo pani ma na myśli — rzekł spokojnie na pozór.
— Pani Zukierowa.
— Nie wiedziałem, że pani Zukier ma takie imię.
— Dawno się pan z nią widział?