Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 345.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

letni ciężki żywot, spędzony na podrzędnem stanowisku w fabryce Bucholca.
Założył w końcu znowu do spółki jakąś fabryczkę przetworów chemicznych, bo kończył kiedyś podobny wydział w Niemczech i już nie zbankrutował, przeciwnie, pozostał sam, a spólnik, jakiś eks-obywatel wyjechał do Warszawy starać się o miejsce przy tramwajach.
Fabryka rozwijała się z tym szalonym, amerykańskim pośpiechem, jaki tylko w Łodzi widzieć można, popychana jego energią i niesłychanie wytrwałą, rozumną administracyą i gruntowną fachowością.
Nie zbankrutował, nie spalił się ani razu, nie oszukiwał, a szedł prędko do majątku, Postanowił go zdobyć i zdobywał szaloną pracą i wytrwałością.
Po za tem był to dziwny człowiek.
Arystokrata do głębi, nienawidzący arystokracyi; konserwatysta, fanatycznie wierzący w postępy wiedzy; wolnomyślny, a zajadły wielbiciel absolutyzmu; katolik szczery, szczerzej jeszcze drwiący z wszelkich religii, wykwintny sybaryta nie cierpiący wszelkiego trudu, a równocześnie pracownik namiętny.
Drwił z wszystkich i ze wszystkiego, a miał współczujące serce dla każdej niedoli i wielki pobłażający rozum.
Była to paradoksalna sprzeczność, pokrywająca bardzo jednolitą, oryginalną jednostkę.
— Kurowski to jest polnische Misch-Masch! — określił kiedyś Bucholc, który go bardzo poważał.
Borowiecki przystanął, bo zdawało mu się, że słyszy jakby głos kobiecy i szelest sukien w pokoju Kurowskiego, ale przycichło zaraz i on sam wszedł.