Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 360.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To się wie, a jakby ta... jak się nazywa, panna Antka przyszła?
— To ją wyrzuć, a jak mnie obudzisz, to ci łeb przekręcę na drugą stronę i taką watę ci z pyska zrobię, że cię rodzona kochanka nie pozna. Telefon zaknebluj, przynieś samowar i wszystkie dzienniki.
— Cóż się u was stało? — zapytał Karol, zupełnie nie zdziwiony jego sposobem przepędzania świąt i niedziel, bo się to zdarzało zbyt często.
— Co? Od jutra zmniejszamy dzień roboczy o dwadzieścia pięć procent. Sezon zupełnie martwy, nic się nie sprzedaje, magazyn zawalony, weksli nie płacą, a w dodatku ojciec zamiast dawno zmniejszyć ilość godzin roboczych, lub oddalić z połowę robotników, płacze, że ci biedacy nie będą mieli co jeść i żyruje rozmaitym łajdakom weksle. Za rok sam nie będzie miał co jeść. Niech sobie zdycha jeśli mu się tak podoba, ale po co ja mam na tem cierpieć!
— Połowa fabryk zmniejsza płacę, oddala robotników i ogranicza produkcyę. Słyszałem wczoraj u Endelmanów, rozprawiano dosyć szeroko.
— Niech ich dyabli wezmą wszystkich razem, co mnie to obchodzi, ja tylko nie chcę, żeby mnie wzięli i żebym spokojnie mógł spać!
Wsunął się pod kołdrę, wykręcił twarzą do ściany i sapał głośno z irytacyi.
— Ojciec musi być bardzo zmartwiony, żal mi go bardzo.
— Nie gadaj mi o nim, bom taki zły, że oddałbym go każdemu za darmo! — zawołał, siadając gwałtownie na łóżku. — Stary niedełęga! robi sam jak ostatni robotnik, zamęcza się, odmawia sobie nawet tego, że