Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 365.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan nie kłamie? — zapytała naiwnie.
— Nie, nie! — odpowiedział z uśmiechem. — Pani myśli, że mężczyźni zawsze kłamią!
— Ja nie wiem, tylko Wilhelm to zawsze kłamie. Ja mu nic a nic nie wierzę.
— Ale mnie pani wierzyć będzie?
Zaczynał się bawić tą rozmową.
— A, jak pan nigdy nie skłamie, to będę wierzyć.
— Obiecuję pani to solennie.
— Dobrze. Wie pan, a tamte książki ciocia mi przywiozła i już czytam.
— Bardzo panią zajmują?
— Takie są tam ładne, wzruszające kawałki, że płakałyśmy razem z mamą. Ojciec się z nas śmiał, ale musiałam mu wczoraj czytać cały wieczór.
— Późno pani powróciła od państwa Endelmanów?
— Już było ciemno. Widziałam jak pan wychodził z salonu.
— Musiałem wcześniej wyjść i bardzo żałowałem tego.
— Bardzo ładnie jest u Endelmanów i tak wspaniale przyjmowali.
— Żałowałem, że nie mogłem porozmawiać dłużej z panią.
— Ale ja za to mówiłam o panu z panią Trawińską.
— I bardzo mnie panie obmawiały?
— O nie, nie! To tylko panowie nas obmawiają.
— Przekonała się pani o tem?
— Zawsze, jak Wilhelm powraca z wizyt i wieczorów, to przychodzi do mnie opowiadać i wykpiwać ze wszystkich kobiet.