Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 366.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— I myśli pani, że wszyscy mężczyzni tak robią?
— Jak pan powie, że nie wszyscy, to ja panu będę wierzyć! — zawołała prędko, rumieniąc się gwałtownie.
— Zapewniam panią, że nie wszyscy.
I tak dalej toczyła się rozmowa w tonie naiwnego szczebiotu o niczem, aż go znudziła i zaczął oglądać kwiaty, bardzo starannie hodowane i przysłaniające szyby okien.
Chwalił je gorąco.
— Powiem Gotliebowi, to jemu będzie przyjemnie.
— Któż to taki?
— Nasz ogrodnik. Pan Störch nie lubi kwiatów i powiada, że jakby w tych doniczkach posadził kartofle, to byłoby więcej pożytku, ale pan Störch jest głupi, prawda?
— Pewnie, że tak jest, skoro pani mówi.
Bawił się coraz lepiej, a później gdy się ośmieliła więcej i rumieńce coraz mniej ją kłopotały swoją czerwonością, rozmawiała tak rezolutnie, że spoglądał na nią z pewnem zdziwieniem.
Brakowało jej znajomości wielu form towarzyskich, bo ojciec był za świeżem milionerem i wychowywała się pomiędzy kuchnią a fabryką, w prostem otoczeniu webrów, robotników i takich samych dorobkiewiczowskich rodzin jak oni, ale zdradzała dużą żywość umysłu i wiele rozsądku życiowego.
Obłuda życia towarzyskiego nie starła z niej szczerości, którą nieraz wydawała się śmiesznie dziecinna, ale porywała swoją prostotą.
Skończyła nawet jakąś pensyę w Saksonii, skąd