Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 375.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

kanarki rozbijające się w mosiężnej klatce, stojącej na parapecie okna.
— Słuchają pani?
— O, słuchają. Wilhelm przychodził, gwizdał im ciągle i ponauczał śpiewać.
— Ma pani pokój jak Göthowska Gretchen.
Nie wiedziała co na to odpowiedzieć, ale zarumieniła się po włosy.
Powracając na dół, Karol raz jeszcze przyglądał się tym licznym pokojom, które stały w ciszy pustki i sztywności.
Były tak wspaniałe, tak czyste, świeże, nowe, że robiły wrażenie wystawy tapicerskiej, urządzonej bardzo bogato, ale zupełnie bez gustu.
Prócz Mady nikt nie mieszkał w pałacu, stał na pokaz gościom i dla tego, żeby Müller mógł powiedzieć: mam pałac.
Na dole w małym pokoiku, przylegającym do kuchni i który służył za jadalnię całej rodzinie, Müllerowa podała kawę.
Karol wymawiał się brakiem czasu, ale Müller odebrał mu kapelusz, wziął go wpół i posadził na krześle.
Pozostał, bo Mada tak wymownie prosiła go oczami, że nie chciał jej robić przykrości tylko się spieszył, gdyż miał jeszcze być dzisiaj u Bucholca.
Prosił też Müllera o protekcyę do Szai dla Horna.
Fabrykant przyrzekł uroczyście, że jutro osobiście się tam uda i ręczył nawet za skutek, bo żył z Szają w blizkich stosunkach.
Müllerowa w milczeniu podsuwała różne ciastka swojej roboty i kilka razy poprawiała Madzie włosy,