Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 395.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pił herbatę prędko, parzył się ciągle i milczał, powtarzając w myśli ogniste frazesy a chwilami spoglądał z podziwem na Malinowskiego, że siedzi tak spokojnie i pije herbatę.
— Pijcie wódkę, a nie oglądajcie zegarka, gdzież wam się spieszy, Wilczek?
— Idziecie na dyżur?
Bo Wilczek pracował w magazynach kolejowych.
— A nie, z biurem już dzisiaj pożegnałem się na zawsze.
— Co, co? Wygraliście na loteryi?
— Żenicie się może z Mendelsohnówną?
— Dajecie może drapaka z kasą kolejową do Ameryki?
Wołali chórem.
— Nic z tego, bo mam coś lepszego, interes cudowny, który mnie musi postawić, zobaczycie, że stanę odrazu na czterech nogach.
— Ty zawsze byłeś czworonogiem! — odezwał się Malinowski i spojrzał na niego zielonemi oczami, w których była pogarda i niechęć.
— Ale nigdy nie byłem waryatem, nie zajmowałem się wynalazkami, niemożliwymi do urzeczywistnienia.
— Co ty wiesz, co ty możesz wiedzieć prócz tego, żeby okpiwać na kupnie i na sprzedaży, ty jesteś prosty, ordynarny handeles. Wiedzże o tem, że waryactwa ludzi genialnych więcej przyniosły dobrego światu, niźli praktyczna głupota, podobnych tobie, umiejąca tanio kupić i drogo sprzedać. Słyszysz, Wilczek?
— Słyszę i będę o tem pamiętał, gdy zażądasz nowych kredytów.